Rozpoczął się proces odwoławczy ws. wybuchu, w którym zginęło starsze małżeństwo

W lipcu ub. r. Sąd Okręgowy w Lublinie skazał 42-letnią Annę T. na dziesięć lat więzienia za spowodowanie eksplozji i zawalenia się domu w grudniu 2020 r. przy ul. Krótkiej w Puławach. Według sądu pierwszej instancji, kobieta nie była winna zabójstwa w zamiarze ewentualnym, co zarzuciła jej prokuratura. Stwierdził jednocześnie, że w momencie zdarzenia miała w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność. Sąd nakazał kobiecie poddanie się terapii oraz zobowiązał do naprawienia szkody wobec ponad 20 poszkodowanych (są to kwoty od 150 zł do 78 tys. zł) oraz zapłacenia 350 tys. zł zadośćuczynienia dla czterech osób. Od tego wyroku odwołała się zarówno Prokuratura Okręgowa w Lublinie, jak i obrona.

W czwartek przed Sądem Apelacyjnym w Lublinie rozpoczął się proces odwoławczy w tej sprawie. Zdaniem prokuratury oskarżona powinna zostać uznana winną zabójstwa w zamiarze ewentualnym. W związku z tym domaga się dla niej kary 25 lat więzienia. Prokurator Marcin Kozak przywołał opinię biegłego – którą podzielił również sąd pierwszej instancji – że przyczyną uwolnienia się gazu było odkręcenie nakrętki przyłącza gazowego od króćca kuchenki gazowej. "Oskarżona zamieszkiwała sama i żadna inna osoba nie mogła tego dokonać" – zaznaczył.

Z ustaleń śledczych wynika też, że Anna T. była w złym stanie psychicznym od czasu śmierci matki, stąd – jak ocenił prokurator - motywem oskarżonej była kolejna próba samobójcza. "Miała świadomość, że na niższym piętrze zamieszkuje dwoje starszych osób i wiedziała też, że są to osoby o ograniczonej mobilności, które większość swojego czasu spędzają w domu" – dodał prokurator.

Natomiast adwokat Anna Pietruszewska wniosła o uniewinnienie Anny T. Jej zdaniem sąd pierwszej instancji zbyt pochopnie przyjął, że kobieta chciała otruć się gazem. Podnosiła, że oskarżona od początku procesu i podczas śledztwa konsekwentnie wyjaśniała, że chciała sobie "jedynie w tym dniu zrobić herbatę i w wyniku tego doszło do wybuchu". Obrona wskazała, że nic nie potwierdza również, ażeby Anna T. wykazywała jakieś tendencje samobójcze "poza jednym incydentalnym zdarzeniem, które miało miejsce po śmierci jej matki".

Adwokat mówiła też, że nie odnaleziono narzędzia, którym odłączono nakrętkę przyłącza gazowego od króćca kuchenki. "Nie zostało to jednoznacznie udowodnione, że dokonała tego sama oskarżona" – podkreśliła.

Prawomocny wyrok ma być ogłoszony w środę, 29 stycznia br.

Do tragedii doszło 18 grudnia 2020 r. w domu przy ul. Krótkiej w Puławach. Według ustaleń śledczych, oskarżona spowodowała uwalnianie się gazu ziemnego i spowodowała zapłon, w wyniku którego doszło do eksplozji gazu, pożaru oraz zawalenia się budynku.

Przebywające na parterze starsze małżeństwo – jej 69-letnia ciocia i 75-letni wujek - zostało przysypane gruzem i zginęło na miejscu. Natomiast Anna A. została przewieziona w ciężkim stanie do szpitala, z którego wyszła w maju 2021 r.

Prokuratura przekazywała, że Anna A. podczas przesłuchania nie przyznała się do zarzutu. Miała nie pamiętać momentu eksplozji. Jak podano, w dniu zdarzenia "chciała zrobić sobie herbatę, więc odpaliła palnik z kuchenki gazowo-elektrycznej, a potem pamięta już jedynie gorący gruz".(PAP)

gab/ mark/