Ruszył proces Bartłomieja B. oskarżonego o podwójne zabójstwo
Prokurator Grzegorz Kryk na początku rozprawy oskarżył Bartłomieja B. w sumie o pięć czynów, z których najpoważniejsze to zabójstwa 45-letniego brata i 65-letniego ojca w lipcu 2024 r. w Zagumnie (pow. biłgorajski).
Bartłomiej B. przyznał się i składał wyjaśnienia. Wycofał się ze swoich wcześniejszych zeznań, według których tata z bratem mieli go gnębić.
""To nieprawda. Jestem alkoholikiem. Zawsze za swoje błędy winiłem cały świat. Tata zawsze chciał dla mnie jak najlepiej, a brat służył pomocą, tylko ja nie umiałem tego docenić" – powiedział 34-latek.
Zastrzegł, że miał gdzie mieszkać i nie kierował się motywami finansowymi.
"Po prostu jestem złym człowiekiem" – dodał.
Bartłomiej B. opisał moment zabójstwa. Wyjaśnił, że gdy obudził się rano, zobaczył śpiącego brata i poczuł do niego odrazę. Przyniósł siekierę i uderzył nią 45-latka w głowę. Potem podszedł do brata z boku i uderzył jeszcze dwa razy.
"Jakby się dławił krwią. Złapał oddech kilka razy i nastała cisza" – opisał.
Następnie oskarżony – jak sam zrelacjonował – poszedł do ojca, zastał go klęczącego. Stanął za nim i uderzył siekierą w głowę.
"Tata się nie ruszył. Klęczał dalej. Uderzyłem go jeszcze raz. Wtedy upadł na bok, a potem na plecy. Patrzył na mnie tymi niebieskimi oczami" – powiedział.
Bartłomiej B. stwierdził, że gdy złość zaczęła mu przechodzić, wziął ręcznik, położył go ojcu na głowie.
"Ciężko oddychał" – powiedział.
Następnie udał się do brata i nakrył go kołdrą. Jak przyznał, rozważał wezwanie pomocy, ale po wyjściu z domu pojechał na stację paliw po alkohol.
Oskarżony stwierdził, że sumienie nie daje mu spokoju. Wyraził żal, poprosił Boga i rodzinę o wybaczenie.
W lipcu 2024 r. policja znalazła w jednym z domów w Zagumnie (gm. Biłgoraj) zwłoki 45-letniego mężczyzny i nieprzytomnego 65-latka. Obaj mieli poważne obrażenia głowy. Starszy mężczyzna zmarł później w szpitalu. Funkcjonariusze zatrzymali Bartłomieja B. Według ustaleń śledczych zadał bratu co najmniej trzy ciosy ostrzem siekiery w głowę, a ojca uderzył dwa razy obuchem, również w głowę.
Aresztowany mężczyzna został skierowany na obserwację sądowo-psychiatryczną do szpitala w Radecznicy (pow. zamojski), skąd uciekł w nocy z 6 na 7 października 2024 r. Po 10 dniach policja zatrzymała go w pustostanie w miejscowości Żarnowa (Podkarpackie). Planował przekroczyć granicę ze Słowacją i kontynuować ucieczkę na południe Europy.
Prokuratura Okręgowa w Zamościu ustaliła, że najpierw w szpitalu zdjął z rąk i nóg kajdanki, a następnie, wykorzystując nieuwagę funkcjonariuszy służby więziennej, wyszedł z sali i opuścił placówkę przez rozgiętą kratę okna w łazience. Ponadto śledczy zarzucili mu też kradzież dwóch samochodów w trakcie ucieczki.
Bartłomiejowi B. grozi dożywocie.
Osobne śledztwo toczy się w sprawie sześciu funkcjonariuszy służby więziennej z Zakładu Karnego w Zamościu, którzy po ucieczce 34-latka usłyszeli zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych.
Z ustaleń prokuratury wynika, że dwóch z nich spało podczas ucieczki, a kolejni po przejęciu służby konwojowej nie sprawdzili, czy podejrzany faktycznie przebywa w sali, przez co opóźniły się poszukiwania zbiega. Ostatnich dwóch funkcjonariuszy zbytnio poluzowało podejrzanemu kajdanki, dzięki czemu mógł sam się z nich oswobodzić.
Rzecznik prasowy dyrektora generalnego Służby Więziennej ppłk Arleta Pęconek przekazała PAP, że trzech funkcjonariuszy jest już poza służbą. Jeden został wydalony, dwóch złożyło raport o zwolnieniu, który został przyjęty. Postępowania dyscyplinarne wobec pozostałych trzech funkcjonariuszy jeszcze się nie zakończyły. (PAP)
pin/ gab/
