"Byłem we Lwowie, gdy Rosjanie wypowiedzieli wojnę na pełną skalę - wobec całego terytorium Ukrainy. Dreszcz zaskoczenia, złości odczułem na sobie. Nie wiadomo było, co robić. Pierwsze chwile to był chaos" - powiedział PAP ks. Stefan Batruch, prezes Fundacji Kultury Duchowej Pogranicza i proboszcz parafii greckokatolickiej w Lublinie.
Na Ukrainie czekał na brata, który postanowił wyjechać z Kijowa, przez Lwów do Polski. "Jechał dwie doby, tak były zatkane drogi. Natomiast ze Lwowa razem próbowaliśmy się przedostać do Lublina. Już od 30 km przed granicą stały długie kolejki pojazdów. Gdyby nie nastąpiło otwarcie granicy, to byłaby tragedia, klęska totalna tych ludzi, dlatego, że nieprzygotowani wsiadali do samochodów i jechali do Polski" – powiedział ks. Batruch.
Po dotarciu do Lublina duszpasterz zaangażował się w pomoc dla ukraińskich cywili i wojskowych. Inwazję Rosji na Ukrainę z 2022 r. traktuje jako kontynuację procesu zapoczątkowanego Euromajdanem w 2013 r. "To był pierwszy sygnał, że Rosja nie dopuści Ukrainy tak łatwo" – stwierdził. Następstwem są - dodał - zrujnowane miasta i ofiary po obu stronach konfliktu. "Są to często osoby, które mogłyby jeszcze wiele dobrego zrobić w obu państwach, natomiast dyktator zdecydował inaczej" – powiedział.
Prezeska Stowarzyszenia Homo Faber Anna Dąbrowska powiedziała, że wieść o wojnie zastała ją w drodze do Berlina, gdzie jechała odpocząć po pracy na granicy polsko-białoruskiej. "Przysypiałam w pociągu i około czwartej w nocy obudziły mnie trzy młode Ukrainki, które zaczęły głośno wymawiać nazwy miast. To były miasta, które zostały jako pierwsze zbombardowane" – wyjaśniła.
Po przyjeździe do Warszawy Dąbrowska złapała pierwszy pociąg, którym wróciła do Lublina. Jeszcze tego samego dnia uczestniczyła w powołaniu - przez organizacje pozarządowe, instytucje i ratusz - Lubelskiego Społecznego Komitetu Pomocy Ukrainie. Kolejne dni – przypomniała – upływały m.in. na organizacji pracy wolontariuszy i prowadzeniu numeru pomocowego, z którego w ciągu 1,5 miesiąca skorzystało ok. 12 tys. osób.
Wójt gminy Dołhobyczów Grzegorz Drewnik przed wybuchem wojny był zajęty tworzeniem punktu recepcyjnego dla uchodźców. "Nikt nie dowierzał, że nastąpi atak" – stwierdził. Kiedy wieczorem 24 lutego do punktu zlokalizowanego w byłej remizie przybyła pierwsza rodzina, potraktowano ją jako ciekawostkę. "Już na drugi dzień punkt był przepełniony. Na trzeci dzień musieliśmy otworzyć nowy dom kultury, żeby było miejsce dla uchodźców" – dodał.
W okresie największego napływu uchodźców granicę w półtoratysięcznym Dołhobyczowie przekraczało do 19 tys. osób na dobę. Wójt szacuje, że przez tutejszy punkt recepcyjny przewinęło się ok. 40 tys. osób. "Przez pierwszy tydzień, poza epizodycznymi zmrużeniami oka, nie było czasu na sen. Pierwsze dni to był kompletny chaos. Po kilku dniach nauczyliśmy się działać" – powiedział Drewnik.
"Pod punkt recepcyjny przyjechał bus, blaszak, którym wozi się warzywa. Kierowca otworzył drzwi, a tam jedno na drugim, leżało 15 dzieci. Tego się nie spodziewałem. Zacząłem płakać" – powiedział wójt przygranicznej gminy Dorohusk Wojciech Sawa. Jak dodał, czas na przemyślenia przyszedł później, bo przez pierwsze dni urzędnicy i wolontariusze byli skupieni na szybkiej organizacji pomocy.
W Dorohusku mieszka ok. 700 osób, natomiast w okresie największego napływu uchodźców tutejsze przejście graniczne przekraczało nawet 18 tys. osób dziennie. Sawa przyznał, że liczba uchodźców i skala pomocy ze strony mieszkańców i przyjezdnych z całej Polski przerosła jego oczekiwania.
Dąbrowska przyznała, że jednym z widocznych efektów współpracy organizacji pozarządowej z ratuszem było utworzenie w dawnej siedzibie banku przy ul. Krakowskie Przedmieście 39B w Lublinie - Baobabu, czyli miejsca spotkań migrantów, studentów, osób pracujących, rodzin i dzieci z Polakami. W ciągu roku - wyliczyła aktywistka - Baobab odwiedziło ok. 20 tys. osób. "To miejsce nadal działa, chociaż nie jesteśmy już na poziomie pomocy humanitarnej, ale myślimy o tym, jak wspierać procesy recepcyjne, integracyjne. Ważne jest także to, co proponujemy społeczeństwu przyjmującemu, żeby dobrze się czuło w szybko zmieniającej się rzeczywistości i żeby się tego nie bało" – wyjaśniła Dąbrowska.
Jej zdaniem, wojna zrewidowała gotowość instytucjonalno-organizacyjną państwa w zakresie przyjmowania dużych grup osób. "Dialogu z władzą centralną w ogóle nie było. Próbowaliśmy współpracować z wojewodą, natomiast – wydaje mi się – te systemy nie są szczelne i wymagają ewaluacji, która ciągle jeszcze się nie wydarzyła" – stwierdziła. "Czekam na rząd, bo tego rządu nam bardzo brakowało, i tego centralnego, ogólnopolskiego myślenia, co dalej z polityką migracyjną, włączaniem, integracją. Próbujemy z nowym rządem wiązać te nitki, być w dialogu" – przyznała.
Konsulat Generalny Ukrainy w Lublinie poinformował, że w ramach obchodów drugiej rocznicy rosyjskiej agresji o godz. 11 w sobotę przed lubelskim ratuszem zostanie odsłonięta tablica upamiętniająca przyznanie odznaczenia "Miasto Ratownik". O godz. 16.30 na pl. Litewskim zaplanowano polsko-ukraińskie spotkanie i koncert, natomiast o godz. 18 w cerkwi św. Jozafata przy ul. Zielonej 3 odbędzie się wspólna modlitwa o zwycięstwo i sprawiedliwy pokój dla Ukrainy.
24 lutego 2022 r. Rosja wspierana przez Białoruś rozpoczęła inwazję na Ukrainę; wcześniej Federacja Rosyjska uznała niepodległość dwóch separatystycznych "republik" znajdujących się na wschodzie Ukrainy. W związku z wojną do Polski i innych europejskich krajów sąsiadujących z Ukrainą napływały setki tysięcy uchodźców.(PAP)
Autor: Piotr Nowak
pin/ jann/